środa, 11 maja 2016

Jak zmieniłem ekosystem w Ostravie.

    Ostrava jest dosyć specyficznym miastem, przynajmniej w porównaniu do Olomouca i Brna, gdzie dotarliśmy po wyjeździe z niej. Może to moje wrażenie, ale jest jakby bardziej przytłoczona, być może swoją górniczą dominującą historią, może nieco prowincjonalna (choć nie w sposób negatywny, tam życie płynie po prostu nieco inaczej, mniej turystycznie), jej niektóre dzielnice sprawiają wrażenie niemal opustoszałych. Nie ma tam rowerzystów, skejtów, chłopaków w bejsbolówkach, w dresach i z nerkami, nie ma też gołębi. Później okazało się, że jednak napotkaliśmy na jednego skejta (z brodą i dredami i raczej pod 30-tkę, więc nie z kanonu), kilku rowerzystów (w części miasta, gdzie była ścieżka rowerowa), zauważyliśmy też w końcu i gołębie. 



Ostrawska wieża Eiffla, dwaj rowerzyści i jeden gołąb, czyli zestaw dnia.


    Gołębie to specyficzny składnik miejskiego ekosystemu - pamiętam czasy, gdy w Kielcach było więcej wróbli niż gołębi, a te które u nas żyły to raczej był gatunek sierpówek, który obecnie ustąpił przestrzeni gołębiowi miejskiemu, żyjącemu w uciążliwych stadach. Ten pasożytniczy wg mnie gatunek opanował wiele miast, nie przynosząc nic w zamian gówien i satysfakcji dla starszych ludzi i dzieci w ich bezsensownym dokarmianiu; wróble przynajmniej regulowały populację owadów i wesoło ćwierkały nawet w zimie. Gołąb kojarzy mi się z agresywnym żebrakiem podchodzącym do ciebie zawsze gdy siadasz na ławce i z przekrzywionym łebkiem wysyłającym telepatyczną prośbę „Panie, daj pan, panie, no daj pan”; widziałem też w jakimś polskim mieście zakaz karmienia gołębi pod groźbą mandatu (czego nie popieram, ale moją irytację w jakiś idiotyczny sposób wspiera).



    Czemu tak się uczepiłem tych gołębi? Obserwuję jak w ostatnich latach zmienia się miejski ekosystem i chyba wszyscy mieszkający w Kielcach zauważyli nowych graczy w jego obszarze – kaczki. Są ich setki, wzdłuż całej Silnicy i choć nie mam (jeszcze) do nich tak negatywnych odczuć jak do gołębi, to zaczyna mnie lekko niepokoić ich ekspansja. Zauważyłem w przeciągu zaledwie kilkunastu ostatnich dni dwa dziwne zjawiska dotyczące tych człapiących ptaków – jedną ich parę zaobserwowałem u siebie na osiedlu, siedzące grzecznie na trawniku przed blokiem, jest to jednak o tyle dziwne, że do najbliższej wody jest w linii prostej około 3 kilometrów, co się więc dzieje w ich zwyczajach? To było zaledwie zastanawiające, do czasu, gdy idąc (trzeźwy) skwerem Szarych Szeregów zobaczyłem parę kaczek siedzących na drzewie – oho, opanowują miasto, adaptują się, niedługo wyprą gołębie w walce na rynku o chleb.


 

    Nastąpił więc moment, gdy zmęczeni mało intrygującymi obszarami Ostrawy usiedliśmy na skwerku na ławce i zaraz po dwóch rowerzystach zobaczyliśmy gołębia. No i jak to – ludzie na ławce, a on nie podchodzi? No to ja mu okruszek, eksperymentalnie czy on jakiś dziwny, czy zje. No to podleciał. Potem znikąd podleciał drugi, trzeci, zwabione jakimś tajemniczym zsieciowanym umysłem gołębim, który być może funkcjonuje jak zbiorowa świadomość mrówek w mrowisku. I przestały się bać, zaczęły mówić telepatycznie „Daj człowiek, no daj jeszcze, dajże, daj” i krążyć agresywnie wokół nas. Najprawdopodobniej byliśmy pierwszymi ludźmi w Ostrawie, którzy nakarmili gołębie no i mniemam, że to już się u nich zacznie, ta ekspansja, ptasie zasiedlenie, gołębi szturm na okruchy i odpadki, nieustanna obecność w miejscach wyznaczanych przez obecność ludzi z gołębim sercem i bułką do kruszenia. Potem przyjdzie i czas na kaczki, tak, Czesi* – dlaczego macie mieć lepiej niż my?


*- kolega uświadomił mi ostatnio, że to po pierwsze nie Czesi, a Morawianie, a poza tym, że jest to mocno rozkręcająca się separatystycznie kraina LINK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz