poniedziałek, 30 października 2017

Hradec Królowej

„Trupy zakopywano setkami na leśnych polanach i wzdłuż traktów. Wieśniacy pilnowali swych łąk, aby tam nie kopano im zbiorowych grobów, ponieważ źle kosi się łąkę usłaną kopczykami mogił.”
Eda Kriseová

     „Dámy a pánové!” - taka zapowiedź na dworcach i w głośnikach wewnątrz pociągu usłyszeliśmy wielokrotnie, na peronach towarzyszyła jeszcze temu często melodyjka z dziecinnych organek i w takiej miłej atmosferze punktualnych pociągów (no dobra, raz się spóźnił) przemierzaliśmy Czechy po równoległych torach, podziwiając z okien krajobrazy, ciągi domków przy torach i stacyjki kolejowe, które mnie w jakiś niezrozumiały sposób mocno rozczulały, aż marzyło mi się, by wysiąść na każdej z nich. I w tychże pociągach podczytywałem sobie książkę „Opowiadacze. Nie tylko Hrabal”, którą sobie specjalnie (czyli grzebiąc w przypadkowych taniościach w księgarni) zakupiłem na ten wyjazd i z której pochodzi cytat z nagłówka.

    Równolegle ze światem kolejowym trwa z nim w mocnej symbiozie świat rowerowy, to u nich całkiem normalny widok i dodatkowe przestrzenie w pociągach na rowery, ale wychodząc z dworca w Hradec Králové ujrzeliśmy świat pełen zaparkowanych tradycyjnie rowerów i na dodatek automatyczną wieżę rowerową. Choć tak naprawdę jak na większości dworców powitały mnie przeurocze grafiki i jak zwykle gdy widzę coś takiego w takim miejscu jak dworzec to miękną mi kolana:

    Do tego miasta co roku przybywają setki, albo i tysiące Polaków, którzy przyjeżdżają na festiwale Rock for People i Hip-Hop Kemp, ale raczej nie zwiedzają zbyt wiele w tym mieście, ograniczając pewnie jego znajomość właśnie do dworca, albo do Kauflandu, który jest najbliżej terenu festiwalu, jak ja na przykład, gdy kilka lat temu znalazłem się na jednym z tych festiwali (choćby na Massive Attack!). Kierując się z dworca w stronę centrum zatrzymujemy się na przekąskę uliczną, jakże typową w Czechach – pizza sprzedawana na kawałki i piwo w ulicznej budce. W wielu z tych małych gastronomii w menu często widnieje obok jedzenia i ciepłych napojów także wódka i rum, którego nazwa jest pozostałością po przedunijnych czasach, gdy można jeszcze było jej używać. W międzyczasie nie umiem się powstrzymać przed wizytą w vinotece i to był strzał w 10, bo okazuje się, że trafiliśmy na początek sezonu burčáka, który towarzyszył nam potem przez cały szlak. To młode, buzujące wino jest tak fantastyczne w smaku, że można go sączyć cały dzień i się nie nudzi, problem jest tylko z jego przenoszeniem – 1,5 litrową butelkę plastikową, w jakich go kupowaliśmy, trzeba od czasu do czasu odkręcać, gdyż w niebezpieczny sposób pęcznieje.

    Stare Miasto okazuje się być naprawdę urocze, zachwyca w sposób umiarkowany, ale mimo tego, że byliśmy tam w piątek popołudniu, to sprawiało wrażenie mocno wyludnione. Sklepiki i restauracje były zamykane o 17 czy 18 i to historyczne centrum pustoszało wtedy kompletnie, dając nam do zrozumienia, że jako turyści jesteśmy wyjątkowi. Równo o godz. 18 byliśmy też świadkami ciekawej sceny – będąc na Náměstí 28. října (plac 28 października), pod domem towarowym, widzieliśmy sporą grupę pracowników ichniej zieleni miejskiej, w zielonych odblaskowych kamizelkach, kręcących się w tej okolicy, natomiast gdy tylko wybiła owa godzina 18, wszyscy zebrali się w jednej grupie, wyciągnęli puszki piwa i z radością po skończonej pracy wypili je natychmiast odgrywając hejnał na świeżym powietrzu do kilkunastu gardeł. Inspirujące!
Ależ piękny brutalizm!

    W Hradcu (Hradecu?) natknąłem się na jeszcze jedną ciekawostkę, w miejscu, w którym najmniej się tego spodziewałem – w rzeczce, a może raczej strumyku, będącym jednym z wielu dopływów do Łaby, która dzieli to miasto, zauważyliśmy spokojnie żerujące piżmoszczury – wielkością  i pięknym futrem sprawiły przez chwilę omyłkowe złudzenie, iż to bobry, ale ogon pozbawił nas złudzeń. 

   Oczywiście jest tam wiele kwiatów architektury, a także jej ozdobników, rzeźb, które jednak wrzucę w większej ilości innym razem, w przedstawieniu czeskiej cielesności w architekturze, bo jest to naprawdę rozległy fotograficzny wątek tej wyprawy.
Pozostałość po 1968 roku?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz