sobota, 11 listopada 2017

W Pilznie... nie piłem piwa

    Tak, to trudne wyznanie, ale chyba nie wypiłem tam żadnego piwa, co może być świętokradztwem, ale może po prostu nie umiem być dobrym turystą. Plzeň oczywiście kojarzy się z piwem, z markowym piwem, z historycznym piwem, ale nie ukrywam, że my i tutaj kontynuowaliśmy przygodę z burčákiem. Przygoda stała się o tyle bardziej interesująca, że trafiliśmy w vinotece na jego czerwoną wersję, która (jak głoszą internety) jest dość rzadko spotykana i muszę przyznać, że ciężko przebić to doznanie smakowe, bo jest po prostu genialny w smaku!
Na dworcu witają nas zmęczony spiżowy hutnik i kolejarz...
... oraz pianino, którego motyw w publicznym miejscu jeszcze się wydarzy
    Ponieważ było to drugie miasto z tych odwiedzonych w trasie, to pewne rzeczy, które dało się tam zaobserwować, można traktować na prawach serii, jak na przykład stada meneli zalegające na lokalnych grzędach (czy ktoś pamięta jeszcze, gdzie była w Kielcach taka miejscówka, nazywana właśnie Grzędą? W sumie to cały czas tak działa…). Owe stada liczące zawsze kilku osobników raczą się winami (nie sprawdziłem niestety jakości i smaku, a szkoda) sprzedawanymi w sklepach w półtoralitrowych butelkach, kosztujących jakieś śmieszne pieniądze, z tego co pamiętam to mniej niż 40 koron (podczas gdy litr wina w vinotece kosztował więcej niż 70 koron). Z tymi dużymi gabarytami słabych alkoholi to  w ogóle mają jakąś manię, gdyż mnóstwo jest też piw w plastikowych butelkach 1 lub 1,5 litra i tego fenomenu na razie nie pojąłem.
    W drodze do hostelu mijamy urząd miejski, na którym wisi tablica z ofertami sprzedaży przedmiotów z zajęć komorniczych i czegóż tam nie ma: skarpety czy koszulki (markowe i nowe, ale i tak… to dość dziwne), perfumy, noże kuchenne czy kwatera na cmentarzu. Inną miejską ciekawostką jest wielbłąd, który jest w herbie miasta – jest tam umieszczony na pamiątkę podarunku od Jagiełły, a przywieźli go ze sobą czescy najemnicy spod bitwy pod Grunwaldem, natomiast Władek dostał go od swego tatarskiego lennika ze Złotej Chordy.
    W Pilznie jest muzeum gen. Pattona, jako wyzwoliciela miasta, jak i pomnik żołnierzy amerykańskich, ale jakoś umknął moim oczom, choć wiem, że przechodziłem niedaleko niego. Pomnik, jak to bywa i u nas z pomnikami wyzwolicieli, bywa ofiarą ataków wandali, widocznie taka jest ogólna tradycja post-historyczna.
    Ale nie umknęły moim oczom za to sklepy marki Żabka – dokładnie te same co u nas, choć z innym logo, ale tak samo urządzone i niemal z tym samym asortymentem. Na pewno mają lepsze ekspresy do kawy, serwowaną z kawy ziarnistej (nie wiem jak u nas, bo tego jakoś nie zauważyłem, choć korzystam czasem – niekiedy bywa niezła, ale czasem ohydna), co okazało się być fajnym rozwiązaniem dla takich biednych turystów jak my, lubiących sobie usiąść w różnych dziwnych, nie-turystycznych miejscach, a poza tym kawiarnie serwują czasem kawy w jakichś mikroskopijnych filiżankach i tego zawsze się boję, że zamiast napić się kawy ledwo umoczę w niej tylko ryjek.
Policja wzywa by nie dać się ogolić
    W Pilznie odczuliśmy już w widoczny sposób działanie czeskich zegarków, gdy w porze obiadowej szukając jakichś wege-barów dowiadywaliśmy się, że są one czynne tylko do 14:30 czy 15. To jakiś ogólny trend, wiele knajp jest zamykanych o podobnych godzinach, inne zaś, na przykład jakieś lokalne hospody, otwierane dopiero wieczorami. Wylądowaliśmy więc w hinduskiej restauracyjce, która wyglądała tak, jakby działała w szarej strefie – brak szyldu, w pierwszym pomieszczeniu, które wyglądało jak palarnia shishy jacyś kolesie w swetrach, którzy później okazali się kelnerami, a potem delikatna sugestia byśmy wyszli do ogródka na zewnątrz, w podwórzu, tak jakby chcieli nas ukryć przed czyimś wzrokiem, ale za to żarcie było tak niesamowite, że ciężko mi znaleźć porównanie do innych podobnych miejsc.
Nie wiem kto to, ale jakoś kojarzy mi się z męczeństwem przymusowej edukacji
    No i jest jeszcze architektura, zabytki, urocze miejsca, o których można przeczytać w poważnych przewodnikach i na poważnych blogach z dobrymi zdjęciami.  

Kamienice obok Moving Station, dworca przerobionego na centrum kultury, swoją drogą architektonicznie też perełka


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz