sobota, 4 czerwca 2016

Cmentarz Centralny w Brnie

    Pomimo swych niewątpliwych uroków Brno jednak w pewnym momencie wydaje się być dość małe, powtarzalne, pojawiają się granice chaosu i nie da się już zgubić w tym mieście. I wtedy pojawia się pomysł – „chodźmy na cmentarz”. Mam bowiem wciąż w pamięci niesamowicie magiczne, zabytkowe cmentarze, które widziałem w Pradze i w Budapeszcie, liczyłem więc na to, że i tu znajdziemy podobne miejsce. Pomysł i realizacja były dość szybkie, nieco zbyt szybkie, okazało się więc, że pominęliśmy prawdziwą perełkę cmentarną, a mianowicie cmentarz żydowski, o którym się dowiedziałem niedawno siedząc przed komputerem w Kielcach – co nieco o nim znalazłem TUTAJ, te kilka zdjęć pozwala mi sądzić, że jest to bardzo klimatyczne miejsce, w którym ta specyficzna architektura warta jest uwagi. Cóż, trudno. W międzyczasie dotarłem do kolejnej rzeczy, którą ominęliśmy, a mianowicie do kaplicy czaszek w kościele św. Jakuba, którą można podziwiać np. TUTAJ, ale to efekt odcięcia się od turystycznego sposobu oglądania miasta, czego koniec końców zupełnie nie żałuję.


    Zjawiliśmy się na Cmentarzu Centralnym i niestety nie zobaczyłem tej zadrzewionej, dzikiej natury cmentarnej, której wyczekiwałem, ale jak tylko zaczęliśmy dostrzegać przeróżne nekrodetale, to w efekcie okazało się, że wizyta na tym cmentarzu mocno mnie nakręciła.


    Przy samym cmentarzu jest krematorium, stojąc przed nim wahałem się, czy nie jest to ten budynek, który wpisany jest w fabułę świetnego filmu „Palacz zwłok”, ale doczytałem, że to książkowo-filmowe krematorium znajduje się w Pradze. Tuż obok niego jest jednak uroczy sklep, w którym można zakupić urny na prochy, rzeźby na grobowce, ale i takie, które świetnie nadają się do ogrodu, fontanny, do ozdobienia tarasu, salonu albo i łazienki, była też bowiem marmurowa wanna. Chwytaj dzień!
     Przy okazji krematorium przypomniała mi się puenta biografii Hrabala, gdzie wspomniane było o tym, jak jego znajomi zabrali urnę z prochami Bohumila po uroczystości pogrzebowej do jego ulubionej knajpy „Pod Złotym Tygrysem”, na piwo, na ostatnie piwo. Takie milczące, jak uskuteczniał to w ostatnich latach. Piękne, ujęło mnie to, aż siebie samego w takim dzbanku wyobraziłem w swojej ulubionej mordowni na ladzie.
Najprostsze rozwiązanie, które pogrzebało niemal zawód grabarza - urny dostawiane na pomniku. W tym przypadku zastanawia jeszcze jedna z nich bez dat.

    Urzekła mnie prosta, czasem wręcz modernistyczna forma nagrobków, w których nie ma nawet śladu odniesień do religii. Niektóre w swej prostocie są wprost niesamowite. Natomiast krzyże lub w ogóle odwołania do religii są może na co piątym grobie, bardzo rzadko spotyka się figurki Jezusa, jego matki czy aniołków. Zdarzają się natomiast dość często symbole alfa i omega.






W wielu miejscach pojawiają się odniesienia do ważnych wątków z życia zmarłych, np. do muzyki.


Nie wiem co symbolizuje ten kieliszek, ale głodnemu chleb na myśli…

Dwa pomniki, które w naturalny sposób obrosły koroną cierniową


Ten akurat kojarzy mi się jedną ze scen z filmu wg Lovecrafta – nieśmiertelne umysły podłączone do prądu…


Ten zaś, cóż... świeża historia jak widać, ale jest tak specyficzny, że nie mogłem się oprzeć. Wiem, pójdę za to do piekła.

    Czesi zdecydowanie nie mają takiego nakręconego ciśnienia jak Polacy na tworzenie z nagrobków tak ekskluzywnych pomników. Wiele z rozwiązań jest prostych, banalnych wręcz, choć niektóre, jak na przykład sztuczna, igielitowa trawa, budziły lekkie zdziwienie. Powszechne są kolorowe żwirki zamiast płyty nagrobnej, co z kolei nieco niepokojąco się kojarzy, gdy zobaczy się koty mieszkające na tym cmentarzu…


 
Sepultura w wersji Lego:
    Obiekt, w którym najprawdopodobniej można się pożegnać z prochami zmarłego, przed ich rozsypaniem na łące do „rozpraszania” (rozptylove louka), która znajduje się tuż obok. W drugą stronę znajduje się część z murami, w których są wnęki z urnami – Kolumbárium.




  
    Gdy przeglądałem potem zdjęcia przypomniał mi się akapit, a jakże, z Hrabala, choć oczywiście nie o tym grobowcu - „…tam znajduje się ten pomnik, wykonany według projektu Mood’ego: zwykły kamień z okrągłym otworem, takim o jakim śnił i marzył też Hieronim Bosch, ten obraz znajduje się w Wenecji, ten gigantyczny tunel, którym umarli przelatywali wprost w to gwałtowne światło…

    To chyba najmocniejsza emocjonalnie, najbardziej wymowna rzeźba na tym cmentarzu.
  
   Na końcu się okazało, że w automacie z kawą umieszczonym na cmentarzu były najtańsze napoje w mieście, tańsze niż w muzeach czy na dworcu. Oczywiście obowiązkowo była wymieniona lista produktów, które są w tych napojach, a które mogą zawierać alergeny i tym podobne. Jak zresztą w całej czeskiej branży spożywczej, w każdym barze, hospodzie czy restauracji, gdzie jest pełna lista kilkudziesięciu produktów, a przy każdym daniu ich numery.
    I ten cmentarz był w sumie ostatnią rzeczą, którą zarejestrowałem za południową granicą. No, może poza Azjatami, którzy na brneńskim dworcu autobusowym sprzedali mi tradycyjne czeskie danie - smażony ser w bułce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz