niedziela, 6 grudnia 2009

pociąg. pociąg do.

Sporą zawiść wzbudził we mnie nijaki [czyli: bezbarwny, przezroczysty, niecharakterystyczny] studencina, który siedział ze mną w przedziale, gdy wracałem pociągiem z Wrocławia do Kielc, a na dodatek tą zawiść wzbudził dwukrotnie. Gdy ja wczytywałem się zaciekle w biografię Charles’a Bukowskiego, on dwukrotnie wyciągał piwo i nonszalancko je wypijał nie zwracając na nic uwagi. Czyli tak jak ja uwielbiam to robić. Może i nawet nie chodziło o to piwo [na które miałem wtedy niezmierną ochotę], co raczej o Bukowskiego. Ale tym, że on pił, a ja nie, zirytował mnie. Z drugiej strony i tak pomyślałem, jak nędzne są te jego dwa piwa wobec tego, co czeka mnie w weekend. Ale nie zmieniało to faktu mojego zaciętego czytania, pochłonąłem bowiem tą biografię niemal całą w czasie jazdy, bez nic nie wnoszącego zakończenia. Charles umarł w tym czasie, gdy ja grzałem dupę w pociągu relacji Wrocław – Kielce, nie była to może piękna śmierć, ale robiło wrażenie jego życie, w sumie też niezbyt piękne. Co jak co, ale czas w takim razie na lekturę jego prozy [wstyd, nie wstyd, ale nie czytałem niczego niemal, oprócz tego co onegdaj zapodawała MAĆ PARIADKA…], no i weekendową włóczęgę po kieleckich barach i innych miejscach, w których można wchłonąć nieco ożywczego alkoholu. By stać się takim jak Charles…
To ciśnienie czytania pojawia się u mnie napadowo, co bywa niesamowite, bo dzięki podróżom pociągowym przeczytałem ostatnio np. co nieco Michela Foucault. Jest to pewnym wyczynem, a zamknięta klatka przedziału kolejowego i czas spędzony w drodze od- -do jest idealny by powalczyć z trudniejszymi rzeczami. Biografie Bukowskiego miałem niejako w zapasie, bo skończyłem wcześniej niż planowałem wspomnianego Foucault. Nie będę jednak udawał, że „przeczytany” znaczy „zrozumiany” czy „zanalizowany” lub „przyswojony”, w pełni przynajmniej. Pomaga to przyswajać przy okazji różne dziwne słowa, jak „rudymentarny”, co skojarzyło mi się na samym początku z angielską kapelą punkową Rudimentary Peni. A to co wzbudza we mnie ciarki w lekturach Foucault to właśnie coś takiego: „Tak oto powstaje właściwa Klossowskiemu i cudownie bogata konstelacja: simulacrum, similitude (podobieństwo), symultaniczność, symulacja i dysymulacja.” Przepyszne.
A w weekend, a jakże, nastąpiła penetracja kieleckiego podziemia, czyli Tunelu. To miejsce i społeczność, która zasługuje na osobną opowieść, bo czy jest normalne, że gdy tam wchodzę, zawsze widzę Pewne Postacie? Niektórzy tam czasem zasypiają na stołach, by o świcie być wybudzonymi przez ochronę, jest to więc prawie jak drugi dom. Azyl, który przyciąga w niewytłumaczalny sposób. Tak czy inaczej to była puenta dla biografii Bukowskiego i zwycięski gest w konfrontacji z bezbarwnym studenciną z pociągu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz