wtorek, 4 maja 2010

Znowu byłem tu i tam...

    Piszę powoli i rozważnie, a to w związku z moją wizytą na koncercie zorganizowanym z okazji wydania drugiej wersji „Leksykonu muzycznego kielecczyzny”. Przeglądałem pierwszą wersję [z czerwoną okładką], na temat której pojawiło się sporo niezbyt pozytywnych komentarzy i po przejrzeniu tej poprawionej wersji  muszę przyznać, że nieco  ważnych lub wartościowych zespołów się w niej pojawiło. Nie wszystkie, nie ze wszystkich nurtów, nie z każdego okresu, ale autor tego wydawnictwa, czyli Paweł Solarz, popracował trochę nad zebraniem dodatkowych materiałów. Z tego co pamiętam to w poprawionej wersji pojawiły się przede wszystkim niektóre zespoły, w których grali: Grzesiek Degejda [czyli  onegdaj Dziobek] – Jakim Prawem, Trudy, Letko; Wojtek „Puzon” Wójcik – Himis, Pierwsza Diecezja Pancerna, Cre-Dance; pojawiło się też legendarne już Pere La Chaise. Ale tylko w książce.
    Sam koncert odbył się 29 kwietnia w WDK, sala wypełniona po brzegi, a średnia wieku widowni… pewnie pod 50-tkę. Oldskulowa załoga. W garniakach. Sztywni i wąsaci.To dla mnie pewien  fenomen, muszę przyznać, bo sporo ludzi przyszło na pewno po to, by zobaczyć zespoły ze swojej młodości, niektórzy tylko z zaproszenia czy też z kulturalnego obowiązku. Podejrzewam, że kilkadziesiąt osób przyszło przede wszystkim po to, by zobaczyć DEKRET, który nie zagrał [a w jakim składzie mieli grać? Nie wiem.], przy okazji zobaczyli np. występ zespołu ARIANIE [wspominam ich bez żadnych złośliwości ani podtekstu, hehehe] czy klezmerski, choć nie-tragiczny, występ Kasowskiego na podsumowanie. W czasie gdy zespoły grały, wyświetlane były fotografie tychże zespołów sprzed wielu, czasem bardzo wielu lat i to naprawdę warto było zobaczyć, czego dowodem niech będzie zdjęcie Jakim Prawem sprzed, jak sądzę, ponad 20 lat [a kto to taki półnagi? No?]. 
     Ale najciekawszym dla mnie momentem tego koncertu był występ zespołu Enola Gay – to kieleccy protoplaści zimnej fali i post punk’a. Grali w Kielcach w 1 połowie lat 80-tych i zostawili po sobie trochę za mało, jak na swoją ówczesną jakość. A w WDK zagrali akustycznie 3 kawałki, bez perkusji, ale z niezłym kopem jak na półwieczne postacie [z czego dwóch muzyków prezentowało się w glanach]. Nawet ostatnio ktoś dopytywał na jakimś forum, kto jest wykonawcą jednego z ich kawałków  - „Grzybobranie”, który też zresztą został przypomniany w WDK. Dla mnie smaczne bardzo mimo bezprądowości wykonania.
    W niedzielę można było obcenić bezciśnieniowy czyli rozluźniający koncert CAŁEJ GÓRY BARWINKÓW w pałacyku Zielińskiego, gdzie dla odmiany radośnie podskakiwały grupy 17-latków, a średnia wieku była niewiele wyższa. Przy okazji tego koncertu przypomniał mi się legendarny już koncert Lecha Janerki, chyba sprzed 6 lat, na trawniku w owym pałacyku, przerwany telefonem interwencyjnym z pobliskiego szpitala MSW. Ponieważ ta instytucja kulturalna zaczynała wtedy dopiero cykliczne plenerowe koncerty, „pewne osoby”, które próbowały skłonić innych do zabawy były strofowane przez działaczy kulturalnych i ochronę – „proszę nie dotykać innych”, „to nie jest Jarocin” i takie tam. Porą chłodną odbywają się tam natomiast drewniane imprezy wewnątrz pałacyku, gdzie są tak poustawiane krzesełka, że nie ma szans na żadną aktywność ruchową, a gdy nie-daj-boziu jest to koncert jazzowy nie można nawet zamienić słowa ze znajomymi, bo błyskawice i gromy ciskane są z różnych stron. Jedną z miłych aspektów plenerowych koncertów w pałacyku jest to, że stosunkowo łatwo wnieść tam alkohol, ale nie propaguję tego, bowiem od niedawna zacząłem rozpowszechniać ideę Kieleckiej Kultury Kontrkieliszka;-)
   [a poprzednio…  no coś się stało, jakieś zwarcie, poleciał jakiś bezpiecznik…  Pewnie zbyt obcesowo i instrumentalnie – czy raczej ilustracyjnie - potraktowałem hardkorową społeczność. Gderanie gerontów zawsze wkurzało młodzież.  A i dobrze w sumie, że wkurza. A oni/my i tak gderamy. A i rację ma Mateusz, że naturalnym parciem nowych pokoleń jest zniwelowanie wpływów tych poprzednich. A i rację mają ci, co nie oglądając się na gusta i guściki, opinie lub ich brak,  robią koncerty z taką muzyką, jaka im się podoba, budują taki [swój] wizerunek, jaki im się podoba i który w żadnym wypadku nie musi być poprawny, ale chyba jednocześnie muszą zdawać sobie sprawę, że nie istnieje uniwersalny obraz kontrkultury i samą muzyką i etykietowaniem jej nie utrwalą. Chyba. [Tak w razie czego przypomnę fundamentalne pytanie sprzed kilku dobrych lat, które tyczy się wszystkich aspirujących do czegokolwiek subkultur -  „(W) czy(m) punk jest lepszy od filatelisty?!” Na ewentualną odpowiedź z niecierpliwością oczekuję, bo ja też bym chciał ów dowód poznać]
    Natomiast najlepszym miejscem do swobodnych dyskusji wg mnie wciąż pozostaje TA STRONA, a proponowane koordynaty to np. X:4, Y:8 [bo jeszcze pusto tam jest].
    A co do Palahniuka, to jest to „nowa książka” w sensie, że jeszcze ciepła z księgarni. Niestety nie czytuję w oryginale, więc tłumaczenia są dla mnie nowością.