„Błoto, błoto,
błoto” - tak testowała mikrofon wokalistka formacji PAST, a głos
miała wybitnie hipnotyzujący, niczym (wspomnienie o ) Xmal
Deutschland… i błoto było równie wciągające.
By wybrać się na
fest do Wojcieszowa z mojego rejonu kraju koniecznie trzeba wziąć
1, a warto 2 dni urlopu, bo jest po prostu daleko. A gdyby wycelować
w dobrą pogodę warto przyjechać na odrobinę dłużej, by
pochodzić po okolicznych szlakach, bo przynajmniej z daleka
wyglądają bardzo intrygująco, jak i opisy umieszczone na wyblakłej
mapce okolic postawionej przy przystanku autobusowym (np. atrakcja na
jednym ze wzgórz nazwana „ruiny szubienicy”). Siedząc na ławce
na urokliwym skwerku w pobliżu wojcieszowskiej Biedry perspektywa na
pagórki wygląda właśnie tak:
Jednak gdy
pojawiliśmy się tam w piątek, w pierwszy dzień festu, wszystko
wyglądało słabo: cały dzień padał deszcz, było błoto, z
przystanku w Kaczorowie, gdzie się wydesantowaliśmy z pekaesu było
ok. 6 kilometrów na piechotę więc perspektywa słaba, ale nie było
też opcji by się wycofać. Na szczęście z tego deszczu po drodze
zebrał nas dobry, festiwalowy człowiek samochodem, a na miejscu
okazało się, że namioty można rozbijać na betonie w sposób,
który bardzo nam się spodobał:
W części
„handlowej”, gdzie było na przykład przepyszne wege żarcie,
porozkładano dywany na błocie, by ułatwić poruszanie się, co
dodawało temu miejscu rosyjskiego sznytu estetycznego, oczywiście
dopóki było widać jakieś wzory i kolory. W ogóle estetycznie
było nietypowo – mnóstwo ludzi paradowało w gumiakach lub
gumofilcach (!), przechadzali się też ludzie z parasolkami, niemal
jak na deptaku w Sopocie. Minusem był brak mocniejszego alkoholu,
wskutek czego organizatorzy tracili, sprzedając jedynie piwo,
niezbyt adekwatne do chłodnej i deszczowej pogody, stąd wódę
trzeba było sobie donosić ze Stonki. Ale o tym właśnie była
przepiękna tablica w samym centrum Wojcieszowa – czytałem ją
zahipnotyzowany, ale nie mogłem iść na spotkanie, o którym
pisali, bo przyjechałem w piątek…
Ach, no tak – była
jeszcze muzyka. Tak, kilka kapel naprawdę wyrywających z butów,
czesko-niemiecko-polskie kondominium, ale to doznanie było
zarezerwowane dla obecnych tamże, opowiadanie o muzyce jest podobnie
jałowe, co oglądanie płaskich nagrań koncertowych z jutuba, bo
tam naprawdę było wykurwiście!
To dom, w którym kiedyś komuś przyśniły się istoty z prozy H.P. Lovecrafta |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz